Czas
Kursy
1.01
1000

Misja nie z tej ziemi. Czy Eintracht strzeli trzy gole?

5.8.2020,
Autor zapowiedzi: Przemysław Iwańczyk

Zapowiedzi

25.4.2024

26.4.2024

pic

Nigdy wcześniej niemiecka drużyna nie odrobiła trzybramkowej porażki u siebie w historii występów w europejskich pucharach. Pierwszą ma być Eintracht Frankfurt, który w rewanżu z FC Basel zasadza się na największy comeback w tegorocznej edycji Ligi Europy.

Sprawa nie jest prosta. Trzybramkowa strata do odrobienia jest trudna nawet dla faworyta przy dużej dysproporcji zespołów. A w przypadku FC Basel i Eintrachtu dochodzą jeszcze inne czynniki obiektywne. Szwajcarzy pozostają w grze od ośmiu tygodni, odkąd wznowili rozgrywki, w poniedziałek zakończyli sezon, plasując się ostatecznie na trzecim miejscu.

Po lockdownie drużyna trenera Marcela Kollera rozegrała 13 meczów, w których odniosła sześć wygranych, cztery razy zremisowała (w tym trzy ostatnie spotkania) i dwa razy zeszła z boiska pokonana. Do tego awansowała do półfinału Pucharu Szwajcarii, gdzie czeka na swojego przeciwnika.

Eintracht ostatni mecz o stawkę rozegrał ponad miesiąc temu, a przed starciem w Bazylei mógł pozwolić sobie na zaledwie osiem treningów. Problemem jest również to, że trener Adi Hutter nie ma do dyspozycji zbyt wielu graczy. Wolną rękę jeszcze przed rewanżem z Bazyleą dostali Mijat Gacinović (dołączył do Hoffenheim) i Lucas Torro (przeniósł się do Osasuny Pampeluna).

W minioną sobotę frankfurtczycy rozegrali towarzyskie spotkanie z AS Monaco, w bramce którego stał Radosław Majecki, a trenerem jest były szkoleniowiec Eintrachtu Nico Kovac. Doprowadził on drużynę znad Menu do zwycięstwa w Pucharze Niemiec przed dwoma laty. Z tamtego składu zostało jednak zaledwie trzech graczy - Danny da Costa, David Abraham i Makoto Hasebe.

W sparingowej potyczce padł remis 1:1, gola zdobył Goncalo Paciencia, który wszedł dopiero po przerwie. Duet napastników pierwszego wyboru tworzyli Andre Silva i Bas Dost. Ten pierwszy zaliczył naprawdę udaną końcówkę sezonu, strzelając osiem goli w dziesięciu spotkaniach ligowych. Jedynym, który zagrał całe spotkanie, był bramkarz Kevin Trapp, reszta dostała po 45 minut.

Niezależnie od powodzenia tej trudnej do realizacji misji, Eintracht czeka w tym okienku wiele zmian. Są one wręcz niezbędne, biorąc pod uwagę, że w kadrze jest coraz mniej jakościowych graczy, a ci, którzy pozostali są już raczej u schyłku karier niż ich rozkwitu.

Obecność FC Basel nie jest przypadkiem. Szwajcarzy wygrali grupę, w której mieli za rywali Getafe, innego uczestnika 1/8 finału LE, Krasnodar i Trabzonspor. W pierwszej rundzie pucharowej dwukrotnie pokonali Apoel Nikozja – 3:0 i 1:0.

Gwiazdą FC Basel jest brazylijski napastnik Arthur Cabral. 22-latek został wypożyczony, a teraz kupiony z Palmeiras, w 26 ligowych meczach zdobył 14 goli i cztery asysty, w Lidze Europy dołożył w dziewięciu spotkaniach dwa gole i dwie asysty. W ostatnim spotkaniu trener Koller dał mu odpocząć, wszedł tylko na ostatnie 13 minut. Inną kluczową postacią jest pomocnik Kemal Ademi, zdobywca aż 13 goli w lidze. Bohaterami pierwszego spotkania z Eintrachtem byli Samuele Campo, który zaliczył gola i asystę, oraz Kevin Bua, któremu w lipcu skończył się kontrakt.

Problemem Szwajcarów są na kontuzje, z powodu urazu uda zabraknie filaru drużyny, bramkarza Jonasa Omlina. Obok Cabrala to jeden z najwartościowszych piłkarzy, jego zmiennik Djordje Nikolic w starciu z Lugano przepuścił aż cztery gole. Jeśli o absencjach mowa, jeszcze w lutym więzadła krzyżowe zerwał podstawowy pomocnik Luca Zuffi, zabraknie także Brazylijczyka Ramiresa, który wchodził na zmiany, ale częściej w tym sezonie się leczył niż grał.

Mimo niezwykle komfortowej sytuacji, Eintracht nie stoi na straconej pozycji. Kilka razy dowiódł, że potrafi wychodzić nawet z największych tarapatów. Uczucia triumfu, kiedy wszyscy skazują na klęskę, zaznał także trener Hutter, w końcu to on w zeszłym sezonie odrobił stratę z pierwszego meczu (2:4) przeciwko Benfice Lizbona w ćwierćfinale Ligi Europy